O czyśćcu


Widzimy człowieka wracającego z pracy do domu. Wykonywał pracę fizyczną, jest zmęczony i spocony. Ubranie, jak to do pracy, jest skromne, do tego ubrudzone. Przechodzi koło eleganckiego domu i niespodziewanie dla niego, zostaje zaproszony na rodzinną uroczystość przez starego znajomego. Wzbrania się, gdyż czuje, jak bardzo jego wygląd i strój nie pasują ani do uroczystej atmosfery i przepychu domu, ani elegancji innych nadchodzących gości. Znajomy jednak nalega, prosi, aby nie przejmować się wyglądem, gdyż odmowę uzna za przykrość. Robotnik przez chwilę rozważa ewentualność przyjęcia zaproszenia, jednak kontrast między jego powierzchownością a wytwornością znajomego napełnia go poczuciem zażenowania. Wymawia się stanowczo, obiecując, że mógłby wrócić, gdyby tylko umył się, przebrał się i przyszykował na takie odwiedziny.
Przypomnijmy sobie też, jak wyglądają przygotowania wielu kobiet do ślubu czy na konkursy piękności. Ile trudu podejmują, aby w dany dzień wyglądać perfekcyjnie. Fryzjer, makijaż, manicure; wcześniej godziny spędzone na wybieraniu sukni, dodatków, obuwia. A bywa, że przygotowania obejmują zabiegi aż do granicy bólu.
I popatrzmy jeszcze na powszechnie używane określenia „spłonąć ze wstydu”, „palić się ze wstydu”, „piekący wstyd”. Łączą one przykre odczucia, reprezentowane przez ogień i gorąc, ze świadomością popełnienia błędu czy zrobienia czegoś niewłaściwego i nieakceptowanego. Taki wstyd jest dobrą reakcją, w wyniku której u zdrowej osoby pojawia się na ogół refleksja nad własnym zachowaniem, jakiś rodzaj żalu, chęć naprawy skutków niewłaściwych działań i pragnienie unikania ich w przyszłości. Wstyd może oczywiście prowadzić również do innych emocjonalnych zachowań, nadmiernego poczucia winy i upokorzenia, autoagresji lub nie ujawnić się w ogóle u osób butnych lub narcystycznych.
Spójrzmy teraz na katolicką ideę czyśćca przez pryzmat powyższych przykładów i pojęcia zdrowego wstydu. Nie wyjaśni nam to pełni nauki o czyśćcu, ale przybliży jego wartość i konieczność na drodze do celu naszego życia – zbawienia.
Czyściec w wizjach świętych przedstawiany jest jako doświadczenie ognia, płonięcia i wypalania niegodziwości. Jako uzasadnienie przytacza się cytat: „Niech każdy jednak baczy na to, jak buduje. Fundamentu bowiem nikt nie może położyć innego, jak ten, który jest położony, a którym jest Jezus Chrystus. I tak jak ktoś na tym fundamencie buduje: ze złota, ze srebra, z drogich kamieni, z drzewa, z trawy lub ze słomy, tak też jawne się stanie dzieło każdego: odsłoni je dzień [Pański]; okaże się bowiem w ogniu, który je wypróbuje, jakie jest. Ten, którego dzieło wzniesione na fundamencie przetrwa, otrzyma zapłatę; ten zaś, którego dzieło spłonie, poniesie szkodę: sam wprawdzie ocaleje, lecz tak jakby przez ogień.” (1Kor 4:10b-15) Trzeba tu zatem podkreślić, że czyściec nie jest dla wszystkich. Wbrew temu, co zarzucają katolikom protestanci, czyściec to etap dla osób, które wybrały właściwy fundament, opowiedziały się za Bogiem, choć nie przeszły za życia całości drogi oczyszczającej i oświecającej, która prowadzi do zjednoczenia z Nim.
Człowiek jest powołany do świętości. „W niebie będą tylko święci.” Nie oznacza to, że za życia każdy z nas ma doświadczać rzeczy nadprzyrodzonych a po śmierci być oficjalnie kanonizowanym. Nie, świętość to właśnie zjednoczenie ze świętym Bogiem, do którego wezwani jesteśmy z łaski, zaproszenie, za które On sam zapłacił i na które odpowiadamy naszą wolną wolą. Łączy się tu łaska i praca, łaska Boża i ludzka praca nad sobą, zaproszenie i wolna wola, niczym dwa stykające się palce, boski i ludzki na obrazie w Kaplicy Sykstyńskiej.
Gdy po śmierci przechodzimy do świata wieczności, bramą jest Prawda: pełnia prawdy o Bogu, o nas samych, o naszym powołaniu i świecie. Prawda nie przesłonięta już doczesnością, zmysłowością, mechanizmami obronnymi. I tę prawdę wielu doświadcza jak ognia, piekącego wstydu, gdy trzeba zdać sobie sprawę nawet z każdego nieużytecznego słowa, gdy trzeba zobaczyć siebie w porównaniu z Bożą świętością. Czyściec nie jest salą tortur wymyśloną przez Boga. Jest raczej oślepiającym światłem skierowanym w nasze dusze, ujawniającym nawet nasze niedoskonałości „ukryte przed nami” (Ps 19:13), którego działania można, jak twierdzą mistycy, doświadczyć już tu na ziemi. To światło i ten ogień wywołują w duszach przeznaczonych do zbawienia żal za grzechy, wdzięczność wobec oczyszczającej łaski i pragnienie bezgrzeszności w odpowiedzi na tę łaskę.
Oczyszczające światło przygotowuje na spotkanie z Bogiem, gdy mamy zobaczyć go takim jaki jest (1J 3:2) i stać się z Nim jednej natury (2P 1:4). A kto z nas, gdy zostaje zaproszony na wesele, idzie w codziennym ubraniu, bez odpowiedniego uczesania i przygotowania? Jak czujemy się, gdy trafiamy na spotkanie i widzimy siebie niedopasowanych do wytworności innych osób? Czyż nie pojawiają się piekące odczucia, nieraz pragnienie ucieczki, choćby na dokonanie przynajmniej drobnych poprawek w wyglądzie? Gdy dusza poznaje w pełni, na jakie wesele została zaproszona, sama pragnie odpowiedniego przygotowania, sama chętnie czeka, aż światło ukaże jej każdą niedoskonałość, za którą została złożona tak wielka Ofiara. A towarzyszące temu cierpienie przyjmuje z nadzieją, jak wszyscy, którzy, „chcąc być piękni, muszą cierpieć”.
Ile trwają ten ogień i przygotowanie? Nie wiemy nic o czasoprzestrzennym zakresie tego oczyszczenia. Wieczność to nie jest nieskończona przyszłość, tylko inny porządek życia. Różnymi sposobami ukazuje nam Bóg nieprzystawalność naszych myślowych schematów do Jego dróg – dla Boga „tysiąc lat jak jeden dzień, a jeden dzień jak tysiąc lat”. Człowiek żyjący „w czasie” siłą rzeczy rozpatruje wszystko w czasowych kategoriach, chciałby więc i tamten świat rozważać jako przedłużenie tego świata. W jakimś stopniu taka postawa jest uzasadniona, gdyż Bóg przybliża nam siebie „ludzkimi więzami” (Oz 11:4). Warto jednak uwalniać się od lęku przed czyśćcowym cierpieniem, próbując poddać się Bożemu oczyszczającemu działaniu już tu na ziemi oraz przyjmując ten etap za pożądany ze względu na jego cel.
Czyściec nie jest kolejną szansą po śmierci – to za życia trzeba dokonać tego ostatecznego wyboru za Bogiem objawiającym się przez Swojego Syna i w odpowiedzi oraz we współpracy z łaską, przez darowane nam sakramenty, na położonym fundamencie, dążyć do codziennej „zwykłej” świętości w odpowiedzi na Boże wezwanie, budując swoje dzieło, które wprawdzie zostanie wypróbowane i oczyszczone ogniem, ale przecież przed wejściem na jakże wielką obiecaną nam Wieczną Ucztę.

Popularne posty z tego bloga

O Komunii na rękę i nie tylko

Resurrexit!

Przychodzi w nocy