O czytaniu i interpretowaniu Pisma Świętego



Kiedyś zabranialiśmy ludziom czytać Pismo Święte – usłyszałam od jednego zakonnika. – Teraz się to zmieniło, dzięki kontaktom z protestantami.
Powyższe zdanie jest jednym z tych niezapomnianych zdań, na które reaguję zdumionym milczeniem. Nie z powodu braku argumentów, tylko dlatego, że zawiera tyle przeinaczeń, iż doprawdy nie wiadomo od czego zacząć sprostowywanie. Oczywiście, słyszałam o zakazach czytania Pisma. I zdarzyło mi się nieraz słyszeć, ba! nawet powtarzać, oskarżenia pod adresem katolików o brak znajomości Pisma, zaś umiejętność przytaczania sigli i wersetów biblijnych przez ewangelików uznawałam jako uzasadnienie ich wyższości nad katolikami. Jak wszyscy protestanci przyjmowałam, że tylko Pismo jest podstawą wiary. Do zmiany poglądów dochodziłam żmudnie latami i gdy ostatnimi czasy zauważyłam w Kościele Katolickim nasilone zachęty do czytania Biblii i omawiania poszczególnych wersetów, szukania w niej odpowiedzi na stawiane pytania o wiarę i chrześcijańskie życie, a także inspiracji i wsparcia w doraźnych problemach – przypomniały mi się przeróżne rozmyślania i wątpliwości, z którymi sama musiałam się kiedyś zmierzyć. Tak, Pismo Święte, to wielki dar Boga dla ludzi. Czy jest to dar jedyny? Czy na pewno umiemy z tego daru korzystać? Czy czytanie Pisma automatycznie przynosi tylko dobre owoce? Przyjrzyjmy się pokrótce następującym kwestiom:
- o powstawaniu Pisma Świętego,
- o trudnych fragmentach w Piśmie Świętym,
- o sprzecznościach w Piśmie Świętym,
- o tym, czego w Piśmie nie ma,
- o zakazach czytania Pisma,
- o herezjach i nadużyciach w interpretowaniu Pisma Świętego,
- o interpretacji Pisma Świętego zgodnie z magisterium.

O powstawaniu
Zastanówmy się wpierw nad historią powstania Pisma Świętego. Niemożliwością byłoby oczywiście przedstawić tutaj całość tej historii, nie tylko z powodu ponadtysiącletniego okresu od napisania księgi pierwszej i ostatniej czy różnorodności autorów. Wielką trudność mielibyśmy również, aby opisać historię kompilacji kanonu Pisma. Ku naszemu utrapieniu, nie ma w Biblii ani jednego miejsca, które zawierałoby listę ksiąg należących do kanonu, nie ma też żadnej listy autorów natchnionych. Żadna księga nie twierdzi sama o sobie, że jest natchniona. Nie mamy żadnych informacji, że Jezus nakazał spisywać swoje słowa, sam też nigdy niczego nie zapisał, chyba że na piasku (a przynajmniej nic o tym nie wiemy). Powierzchowne tylko zapoznanie się z informacjami o tym, kiedy i w jaki sposób uznawano za natchnione poszczególne księgi, które księgi odrzucano, na jakiej podstawie i w jakich okolicznościach, przyprawia o zawrót głowy. Co do Nowego Testamentu mozolna praca „uczonych w Piśmie” przyniosła owoce dopiero w IV wieku w postaci kanonu 27 ksiąg akceptowanego obecnie zarówno przez katolików, prawosławnych, jak i protestantów. Mniej szczęścia miały księgi Starego Testamentu, których katolicy uznają 46, zaś protestanci tylko 39, gdyż odrzucili księgi niezaakceptowane przez żydów w okresie kompilacji Biblii Hebrajskiej. Zostawmy zatem bardziej problematyczny Stary Testament, którego kanon został ostatecznie zatwierdzony przez katolików dopiero w 1546 roku i wróćmy do ksiąg Nowego Testamentu. Jest połowa pierwszego wieku, uczniowie zaczynają pisać pierwsze listy, pojawiają się pierwsze próby spisania historii ziemskiego życia Mesjasza. Jakie kryteria przyjmowali Ojcowie Kościoła, czym się kierowali, że ostatecznie uznali cztery Ewangelie a odrzucili kilkadziesiąt apokryfów (pseudoepigrafów) czy protoewangelie? Dlaczego mieli wątpliwości co do listu do Hebrajczyków, Apokalipsy czy listów Janowych? Cokolwiek sądzimy o ich wyborze, trzeba podkreślić, że wpierw było słowo, ustna tradycja, przekaz zapamiętany przez apostołów i uczniów Chrystusa, i umocniony po zstąpieniu Ducha Świętego. Wszystkie pierwsze spory i sobory znane nam z Dziejów Apostolskich, dotyczące tego, jak należy rozumieć zbawcze dzieło Pana Jezusa, co należy zalecać nawracanym poganom, od których starotestamentowych przepisów można odstąpić, a które koniecznie zachować, nie rozwiązywano przecież z przyczyn oczywistych w oparciu o Nowy Testament, ani tym bardziej o Stary. Istniał ustny przekaz o Bogu, Chrystusie, Duchu Świętym, Kościele, zbawieniu, grzechu i celu człowieka, ujęty później w Credo, który stał się kryterium zatwierdzania pism do kanonu. Pisma sprzeczne z objawieniem lub zawierające elementy mogące skutkować zniekształceniem głównego przekazu były odrzucane. Wpierw było objawienie, potem jego zapis. Jak zatem można twierdzić, że wiara oparta jest tylko na zapisie? A może po zakończeniu kompilacji kanonu obowiązuje nas już tylko Pismo? Gdyby Pismo Święte to był jakiś list z nieba, zrzucony w całości i dany nam do czytania, moglibyśmy głosić sola scriptura. Znając historię powstawania kanonu, możemy tylko wyrażać ufność, że pierwsi uczniowie i ojcowie Kościoła wiernie i rzetelnie przekazywali kolejnym pokoleniom istotę i podstawy naszej wiary, zanim ta ustna tradycja została ostatecznie zamknięta w słowach Nowego Testamentu. Jeżeli podważamy ustną tradycję, podważamy też powstanie Nowego Testamentu.

O trudnych fragmentach
Przejdźmy do kolejnej kwestii i przyjrzyjmy się fragmentom Starego i Nowego Testamentu, które na ogół wzbudzają w nas niepokój. Zrozumiałym jest, że gdy słyszymy zachętę do czytania Pisma Świętego i decydujemy się na lekturę, próbujemy czytać Pismo jak każdą inną książkę – od początku. Chcemy zapoznać się z jej treścią, układem, historią – jak sądzimy – od stworzenia do końca świata. Moje pierwsze spotkanie z historiami biblijnymi, to lekkostrawne wersje dla dzieci. Wersja „dorosła” przyniosła nastolatce niestety wiele zgorszenia męską anatomią, córkami Lota współżyjącymi z ich własnych ojcem, nakazami wybicia do nogi wskazanych narodów, zabijania za karę bez litości, nawet rodzonego brata, syna czy żonę, zobowiązaniami Dawida do dostarczenia setki… fragmentów męskich ciał. Nie była to łatwa lektura. Księgi z innych części Pisma też nie przynosiły samego ukojenia. Zerknijmy dla przykładu do psalmów, wychwalanych na ogół za ich piękno literackie i duchowe. I one nie dostarczają nam jedynie pozytywnych odczuć. Niektóre psalmy, zwane złorzeczącymi (m.in. 58, 109, 137), zostały nawet usunięte z nowego opracowania Liturgii Godzin jako zbyt gorszące. Popatrzmy też na Nowy Testament, trudne słowa Pana Jezusa w sporach w Janowej Ewangelii, na Dzieje Apostolskie i nagłą śmierć Ananiasza i Safiry za zatajenie części swojego majątku, nakazy wynikające z gniewu Bożego w Apokalipsie. Pomijam już nużące przepisy kapłańskie, nie zawsze spójne genealogie i historie walk. Niestety, Pismo Święte to nie jest wymyślona sentymentalna opowieść o podniosłej atmosferze z hollywoodzkim happy endem. Paradoksalnie, dla niektórych komentatorów, to właśnie pewne niejasności, brak uzasadnienia i rozwinięcia niektórych historii, jak pisanie palcem po piasku, świadczą o boskim pochodzeniu Pisma, gdyż historie wymyślone przez człowieka rządzą się innymi prawami. Muszę przyznać, że wielu fragmentów nie rozumiem, mogę tylko ufać, że Bóg ma swój cel w takim a nie innym przedstawieniu historii zbawienia. I swoje własne drogi, na których udziela ludziom zrozumienia Pism. Tym niemniej uważam, że przy zachęcaniu do czytania Pisma, trzeba wykazać się wielką roztropnością, aby wiedzieć, co zalecać, komu, kiedy i jak.

O sprzecznościach
Autorzy i kompilatorzy ksiąg nie obawiali się zostawić nas z pewnymi sprzecznościami w Piśmie Świętym. Spójrzmy wpierw na najprostszy, trochę banalny przykład z Księgi Przysłów, zwanej też przez ewangelików księgą Przypowieści Salomona (26:4-5): „Nie odpowiadaj głupiemu według jego głupoty, byś nie stał się jemu podobnym. Głupiemu odpowiadaj według jego głupoty, by nie pomyślał, że jest mądry.” Tutaj sprzeczność przyjmujemy żartobliwie, rozumiemy ją jako zabieg literacki i nie zaprząta zbytnio naszych myśli. Modląc się o pokój na świecie, nie zastanawiamy się też nad odwróconymi proroctwami w słynnych wersetach księgi Izajasza, Micheasza i Joela. Gdy Izajasz z Micheaszem twierdzą zgodnie: „swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy” (Iz 2:4) i „przekują miecze swe na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy” (Mi 4:3), to już Joel, ten sam, co zapowiada wylanie Ducha na wszelkie ciało, zagrzewa do walki słowami: „Przekujcie lemiesze wasze na miecze, a sierpy wasze na oszczepy” (4:10; w Biblii Warszawskiej 3:15). Czasem może nie wiemy o tym odwróceniu, może tłumaczymy sobie, że wezwanie do walki dotyczy jednego okresu, a zapowiedź pokoju innego okresu historii ludzkości. Raczej jednak nie odczuwamy dyskomfortu. Nie przeszkadzają nam też zbytnio dwa różne opisy stworzenia świata. Najwięcej trudności sprawiają wersety, które stały się podstawą innych interpretacji dotyczących spraw zasadniczych co do zbawienia człowieka. Oto gdy święty Paweł głosi: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę (…): nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił” (Ef 2:8-9), to święty Jakub twierdzi coś odwrotnego: „Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy [sama] wiara zdoła go zbawić? (…) Widzicie, że człowiek dostępuje usprawiedliwienia na podstawie uczynków, a nie samej tylko wiary” (Jk 2:14, 24), zmuszając Lutra do prób odrzucenia jego listu z kanonu Nowego Testamentu dla zachowania spójności nauczania. Pierwszym chrześcijanom zresztą też nie było łatwo. Zastanawiały ich na przykład słowa Pana Jezusa „Ojciec większy jest ode mnie” (J 14:28) w świetle wcześniejszych „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10:30), co skutkowało wieloma błędnymi interpretacjami co do równości Osób Trójcy Świętej i herezjami co do natury Chrystusa. A przykładów można by mnożyć (spróbujmy dla przykładu ustalić przebieg Ostatniej Wieczerzy), zwłaszcza zestawiając słowa Starego i Nowego Testamentu. Dość zauważyć, że na podstawie proroctw tego samego Starego Testamentu, jedni czekają wciąż na tego Mesjasza, którego przyjście jest faktem dla innych, a słowa Nowego Testamentu stały się podstawą trzech odłamów chrześcijańskich i tysięcy już denominacji. I co z tym zrobić?

O tym, czego w Piśmie nie ma
Wróćmy znowu do hasła „tylko Pismo”. Protestanci mają rację – nie ma w Piśmie Świętym czyśćca, niewiele o Maryi, nic o Jej kulcie, nie ma właściwie mowy o Mszy Świętej, komunii i bierzmowaniu, kanonizacjach i odpustach, nie ma koronek ani różańca, nie znajdziemy tam hymnu Te, Deum laudamus, przykazań kościelnych, nie ma zakonów ani urzędu papieża – wiemy o przekazaniu kluczy i obowiązku pasterskiego apostołowi Piotrowi, ale ani słowa o jakimkolwiek jego następcy, choć samo imię „drugiego” papieża, Linusa, wspomina święty Paweł w Drugim Liście do Tymoteusza. Nie ma w Piśmie Świętym nie tylko powyższych elementów katolickich, ale również prawdy uznawane przez prawosławnych i protestantów, jak słowa Credo „począł się z Ducha Świętego” czy „zstąpił do piekieł” nie są podane nigdzie bezpośrednio; nie ma w Biblii również pojęcia Trójcy Świętej, które zostało użyte i przyjęte dopiero po kilku wiekach. Dogmaty o naturze Chrystusa, o woli Chrystusa, o współistotności Ojca i Syna, o Bogu Trójjedynym formułowane były stopniowo, z zastosowaniem pojęć filozofii greckiej. Słynne pierwsze wieki, to właśnie czas opracowywania i ujmowania w słowa przekazanych podstaw wiary, niewyrażonych wprost ani przez Pana Jezusa ani w zbieranym kanonie Nowego Testamentu, choć jest w nim zapowiedź wszystkiego, co potrzebne do zbawienia i życia chrześcijańskiego. Gdyby Pismo podało nam elementy Objawienia w sposób bezpośredni, jako zbiór informacji i przepisów do zapamiętania, nie byłoby problemów z poszukiwaniem odpowiednich sformułowań wśród zmagań z pierwszymi herezjami i ich skutkami.
Warto też zastanowić się nad tym, czego nie ma w Ewangeliach, i chodzi mi nie tylko o tak zwane ‘agrafa’ – apostoł Jan twierdzi, że „jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by trzeba napisać” (J 21:25) Listy świętego Pawła, wcześniejsze od Ewangelii, nawet nie są oparte o słowa przekazane przez Pana Jezusa w trakcie Jego ziemskiej wędrówki, tylko na objawieniu, powiedzmy, prywatnym, z czasem weryfikowanym w rozmowach z innymi apostołami. Na próżno w Ewangeliach będziemy szukać słów Jezusowych „Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz 20:35), a cóż dopiero innych elementów nauczania Pawłowego.
Rzeczywiście chrześcijaństwo to drzewo, które wyrosło z ziarnka gorczycy. Czym się różni ziarno od drzewa? Wszystkim i niczym. Różni się wyglądem, wiekiem, wielkością, różnorodnością tkanek i form, ale w każdej komórce pozostaje sobą ze względu na ten sam genetyczny kod. Dane pierwszym apostołom i uczniom Słowo, rozwijało się, obrastało słowami pod opieką Ducha Świętego, zachowującego przez wieki nienaruszony depozyt wiary.
Na podstawie nie tylko własnych wielokrotnych obserwacji, wiem, że wystarczy czasem zalecić osobie nieprzygotowanej „przeczytaj Biblię – to porozmawiamy”, aby zburzyć jej całą katolicką tożsamość. Zalecenie czytania „tylko” Pisma Świętego bez przedstawienia podstaw jego powstawania i interpretacji będzie wielu prowadziło do odrzucenia elementów katolickiej tradycji i w efekcie do protestantyzmu.

O zakazach czytania Pisma
Zastanówmy się nad zarzutami o zakazie czytania Pisma Świętego, który to zakaz rzekomo został lub bywał zniesiony dopiero przez protestantów lub dzięki protestantyzmowi. Kolejne z tych zdań-uproszczeń, do których trudno odnieść się w kilku słowach.
Należy z całą mocą podkreślić, że Kościół nie wydał nigdy ogólnego zakazu czytania Biblii. Poszczególne zakazy pojawiały się w miejscach nasilonej działalności heretyków w celu ochrony ludności przed wpływem ich poglądów. Niestety, brak znajomości historii Pisma Świętego, okoliczności powstawania ksiąg i wynikającego stąd porządku tekstów, skutkowało i skutkuje na ogół wybieraniem z kontekstu wersetów w celu uzasadnienia najprzeróżniejszych poglądów, gnostyckich, populistycznych, rewolucyjnych, niemających nic wspólnego z chrześcijańską wiarą. Możemy mieć „żal” do Pana Boga, że zezwala, aby Jego Słowo było wykorzystywane w złych zamiarach, ale nie możemy mieć żalu do Jego sług, że dobrze wiedzieli, jakie skutki niewłaściwe interpretacje będą miały dla życia religijnego i społecznego. Możemy kwestionować prawo do kontrolowania interpretacji Pisma Świętego, jako sprzeczne z zasadą wolności, ale konsekwentnie krytykujmy wszelkie ograniczenia swobody lektury, również i w obecnych czasach, narzucane dla naszego dobra w imię politycznej poprawności.
Twierdzenia o zakazie czytania Biblii przez zwykłych wiernych w „wiekach ciemnych” są szczególnie przewrotne, gdy weźmiemy pod uwagę dane o liczbie ludzi umiejących czytać, nie tylko po łacinie, czy chociażby ceny ksiąg przepisywanych ręcznie. Nie jest prawdą, że dopiero protestanci upowszechnili Pismo Święte lub przetłumaczyli na języki narodowe. Siłą rzeczy Biblia została upowszechniona w okresie wynalezienia druku, dzięki któremu powielenie nawet tak obszernego tomu zajmowało ułamek czasu pracy uprzednich kopistów. Ale tłumaczenia na języki narodowe były w okresie Reformacji dostępne już w całej Europie, nawet na Białorusi. Dzięki pracy przypisywanej Cyrylowi i Metodemu, Słowianie mieli Pismo Święte już od paru wieków w języku staro-cerkiewno-słowiańskim. A jeżeli krytykujemy pogląd, zgodnie z którym uznawano języki użyte w napisie na Krzyżu Pańskim za szlachetniejsze do przekazywania treści religijnych, to nie zapomnijmy skrytykować analogicznych poglądów w innych religiach świata.
Ale przyjmijmy, że rzeczywiście protestantom zawdzięczamy zniesienie wszelkich ograniczeń w czytaniu Biblii, to jakie są skutki takowego zniesienia? Czy protestanci potrafiący cytować z pamięci „sola scriptura”, stworzyli jednolitą teologię? Jakie są skutki protestanckiej swobody w lekturze i interpretacji Pism? Z własnego smutnego doświadczenia wiem, że ta swoboda, szczególnie w wykonaniu osób nieposiadających odpowiedniego przygotowania i wykształcenia, przekłada się jedynie na pączkowanie zborów w kolejne tysiące protestanckich denominacji. Czy naprawdę tego chcemy od nich się uczyć?

O herezjach i nadużyciach w indywidualnym interpretowaniu Pisma Świętego
Czy czytanie Pisma Świętego przynosi zawsze tylko dobre owoce? Znowu muszę zaczerpnąć ze swoich wspomnień. Pamiętam rozmowy rodzinne, w których uczestniczyli katolicy, protestanci i świadkowie Jehowy. Każdy z nas cytował Pismo Święte z pamięci, bardziej lub mniej sprawnie, aby udowodnić własne racje. Jedno Pismo – trzy grupy, trzy poglądy, nieraz tak odmienne, jakby to były trzy różne Pisma napisane przez wrogów. Żonglowanie wersetami budzi we mnie od tamtej pory wielką niechęć.
Na kartach Biblii pojawia się jedna postać, cytująca słowa Boga i Pisma Świętego w złych zamiarach. Wbrew pozorom, cytaty nie były przekręcone. Myślę, że sceny kuszenia, i tego rajskiego, i tego na pustyni, niosą nam wielką naukę. Oto widzimy, że z jakichś powodów Bóg dopuszcza, by Jego Słowa były używane przez Złego.
Od początków chrześcijaństwa naliczono kilkadziesiąt głównych doktryn heretyckich. Pojawiały się z różnych powodów: niezrozumienia jakiejś prawdy wiary, wybiórczego odrzucenia innej, chęci uproszczenia danej prawdy czy wykorzystania do stworzenia własnej odmiennej doktryny; pojawiały się pod wpływem obcej religii, w wyniku indywidualnego grzechu lub przeciwnie – z dobrymi intencjami odnowy moralnej. Powstawały sekty, których praprzyczyną było zgorszenie zachowaniem współczesnego sobie duchowieństwa czy próby radykalizacji świata chrześcijańskiego. Niosły ze sobą skutki doktrynalne, społeczne, moralne – przyznajmy – po obu stronach: to nie tylko wojny religijne, ale i porzucanie pracy, ziemi, życia rodzinnego, seksualne rozpasania, nudyzm i rytualne zagłodzenia. Dla naszych rozważań jest istotne, że w każdym przypadku podpierano się słowami Pisma Świętego. Czy naprawdę dziwi nas ostrożność Kościoła w zezwalaniu na czytanie Biblii bez duszpasterskiej opieki?

O interpretacji Pisma Świętego zgodnie z magisterium
Jak należy zatem rozumieć tradycję i magisterium? Spójrzmy wpierw na słowa świętego Piotra: „Są w nich [listach świętego Pawła] trudne do zrozumienia pewne sprawy, które ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie tłumaczą, tak samo jak i inne Pisma, na własną swoją zgubę” (2P 3:16). Od czasów apostolskich przestrzegali święci przed opacznym rozumieniem Słowa Bożego, ostrzegał i święty Piotr w innym miejscu, że: „żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia. Nie z woli bowiem ludzkiej zostało kiedyś przyniesione proroctwo, ale kierowani Duchem Świętym mówili od Boga święci ludzie” (2P 1:20-21)
Uczeni i „święci ludzie” Kościoła zawsze byli świadomi trudności związanych z tworzeniem kanonu, z istnieniem różnych kodeksów, problemów z tłumaczeniem Pisma Świętego na inne języki (rozległa dziedzina językoznawstwa), świadomi istniejących w nim kontrowersyjnych fragmentów, pozornych sprzeczności, możliwości różnych nadużyć i wykorzystania przez Złego. Magisterium Kościoła, wbrew temu, co twierdzą jego wrogowie, miało na celu ochronę wiernych przed niewłaściwym zrozumieniem Pisma „na własną zgubę”. Tradycja apostolska przekazała nam depozyt wiary i zgodny z nim sposób interpretacji Biblii, hierarchię ważności tekstów, dzięki czemu czytanie Pisma Świętego rzeczywiście staje się, razem z Eucharystią, modlitwą, sakramentami, wspólnotą Kościoła, jednym ze źródeł naszego codziennego uświęcania.
Nie było moim celem zniechęcenie do Pisma, tylko krytyczne odniesienie się do problemów z tego czytania wynikających. „Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha” (Hebr 4:12). Nie ma dnia, żebym nie przeczytała jakiegoś biblijnego fragmentu. Wiele perełek znam na pamięć w różnych tłumaczeniach, jak choćby moją ulubioną pieśń o cierpiącym Słudze Jahwe: „Wzgardzony był i opuszczony przez ludzi, mąż boleści, doświadczony w cierpieniu, jak ten, przed którym zakrywa się twarz, wzgardzony tak, że nie zważaliśmy na niego. Lecz on nasze choroby nosił, nasze cierpienia wziął na siebie. A my mniemaliśmy, że jest zraniony, przez Boga zbity i umęczony. Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni.” Jest w Piśmie Świętym wiele wersetów wzruszających, przynoszących otuchę, pobudzających do miłości Boga i bliźniego, wzbudzających żal za grzechy, z najpiękniejszą częścią Pisma – kluczowymi dla naszego zbawienia – Ewangeliami. Jednak trzeba nam też nieustannie pamiętać, że do Słowa Bożego musimy podchodzić z nabożeństwem, pokorą i czystym sercem, badając swe intencje, gdyż „Święty Duch karności ujdzie przed obłudą, usunie się od niemądrych myśli, wypłoszy Go nadejście nieprawości” (Mdr 1:5). Zaś brak wiedzy, lekceważenie ostrzeżeń Kościoła i pycha sugerująca, że sam mogę Pismo Święte dowolnie wyjaśniać, może mieć negatywne skutki nie tylko dla naszej własnej duszy.

Popularne posty z tego bloga

O Komunii na rękę i nie tylko

Resurrexit!

Przychodzi w nocy