O czytaniu i interpretowaniu Pisma Świętego
Kiedyś
zabranialiśmy ludziom czytać Pismo Święte – usłyszałam
od jednego zakonnika. – Teraz się to
zmieniło, dzięki kontaktom z protestantami.
Powyższe zdanie jest jednym z tych niezapomnianych zdań,
na które reaguję zdumionym milczeniem. Nie z powodu braku argumentów, tylko
dlatego, że zawiera tyle przeinaczeń, iż doprawdy nie wiadomo od czego zacząć
sprostowywanie. Oczywiście, słyszałam o zakazach czytania Pisma. I zdarzyło mi
się nieraz słyszeć, ba! nawet powtarzać, oskarżenia pod adresem katolików o
brak znajomości Pisma, zaś umiejętność przytaczania sigli i wersetów biblijnych
przez ewangelików uznawałam jako uzasadnienie ich wyższości nad katolikami. Jak
wszyscy protestanci przyjmowałam, że tylko Pismo jest podstawą wiary. Do zmiany
poglądów dochodziłam żmudnie latami i gdy ostatnimi czasy zauważyłam w Kościele
Katolickim nasilone zachęty do czytania Biblii i omawiania poszczególnych
wersetów, szukania w niej odpowiedzi na stawiane pytania o wiarę i
chrześcijańskie życie, a także inspiracji i wsparcia w doraźnych problemach – przypomniały
mi się przeróżne rozmyślania i wątpliwości, z którymi sama musiałam się kiedyś zmierzyć.
Tak, Pismo Święte, to wielki dar Boga dla ludzi. Czy jest to dar jedyny? Czy na
pewno umiemy z tego daru korzystać? Czy czytanie Pisma automatycznie przynosi
tylko dobre owoce? Przyjrzyjmy się pokrótce następującym kwestiom:
- o powstawaniu Pisma Świętego,
- o trudnych fragmentach w Piśmie Świętym,
- o sprzecznościach w Piśmie Świętym,
- o tym, czego w Piśmie nie ma,
- o zakazach czytania Pisma,
- o herezjach i nadużyciach w interpretowaniu Pisma
Świętego,
- o interpretacji Pisma Świętego zgodnie z magisterium.
O
powstawaniu
Zastanówmy się wpierw nad historią powstania Pisma
Świętego. Niemożliwością byłoby oczywiście przedstawić tutaj całość tej
historii, nie tylko z powodu ponadtysiącletniego okresu od napisania księgi
pierwszej i ostatniej czy różnorodności autorów. Wielką trudność mielibyśmy
również, aby opisać historię kompilacji kanonu Pisma. Ku naszemu utrapieniu, nie
ma w Biblii ani jednego miejsca, które zawierałoby listę ksiąg należących do
kanonu, nie ma też żadnej listy autorów natchnionych. Żadna księga nie twierdzi
sama o sobie, że jest natchniona. Nie mamy żadnych informacji, że Jezus nakazał
spisywać swoje słowa, sam też nigdy niczego nie zapisał, chyba że na piasku (a
przynajmniej nic o tym nie wiemy). Powierzchowne tylko zapoznanie się z
informacjami o tym, kiedy i w jaki sposób uznawano za natchnione poszczególne
księgi, które księgi odrzucano, na jakiej podstawie i w jakich okolicznościach,
przyprawia o zawrót głowy. Co do Nowego Testamentu mozolna praca „uczonych w
Piśmie” przyniosła owoce dopiero w IV wieku w postaci kanonu 27 ksiąg
akceptowanego obecnie zarówno przez katolików, prawosławnych, jak i protestantów.
Mniej szczęścia miały księgi Starego Testamentu, których katolicy uznają 46,
zaś protestanci tylko 39, gdyż odrzucili księgi niezaakceptowane przez żydów w
okresie kompilacji Biblii Hebrajskiej. Zostawmy zatem bardziej problematyczny
Stary Testament, którego kanon został ostatecznie zatwierdzony przez katolików dopiero
w 1546 roku i wróćmy do ksiąg Nowego Testamentu. Jest połowa pierwszego wieku,
uczniowie zaczynają pisać pierwsze listy, pojawiają się pierwsze próby spisania
historii ziemskiego życia Mesjasza. Jakie kryteria przyjmowali Ojcowie Kościoła,
czym się kierowali, że ostatecznie uznali cztery Ewangelie a odrzucili kilkadziesiąt
apokryfów (pseudoepigrafów) czy protoewangelie? Dlaczego mieli wątpliwości co
do listu do Hebrajczyków, Apokalipsy czy listów Janowych? Cokolwiek sądzimy o
ich wyborze, trzeba podkreślić, że wpierw było słowo, ustna tradycja, przekaz
zapamiętany przez apostołów i uczniów Chrystusa, i umocniony po zstąpieniu Ducha
Świętego. Wszystkie pierwsze spory i sobory znane nam z Dziejów Apostolskich,
dotyczące tego, jak należy rozumieć zbawcze dzieło Pana Jezusa, co należy
zalecać nawracanym poganom, od których starotestamentowych przepisów można
odstąpić, a które koniecznie zachować, nie rozwiązywano przecież z przyczyn
oczywistych w oparciu o Nowy Testament, ani tym bardziej o Stary. Istniał ustny
przekaz o Bogu, Chrystusie, Duchu Świętym, Kościele, zbawieniu, grzechu i celu
człowieka, ujęty później w Credo, który stał się kryterium zatwierdzania pism
do kanonu. Pisma sprzeczne z objawieniem lub zawierające elementy mogące
skutkować zniekształceniem głównego przekazu były odrzucane. Wpierw było objawienie,
potem jego zapis. Jak zatem można twierdzić, że wiara oparta jest tylko na zapisie?
A może po zakończeniu kompilacji kanonu obowiązuje nas już tylko Pismo? Gdyby
Pismo Święte to był jakiś list z nieba, zrzucony w całości i dany nam do
czytania, moglibyśmy głosić sola
scriptura. Znając historię powstawania kanonu, możemy tylko wyrażać ufność,
że pierwsi uczniowie i ojcowie Kościoła wiernie i rzetelnie przekazywali
kolejnym pokoleniom istotę i podstawy naszej wiary, zanim ta ustna tradycja
została ostatecznie zamknięta w słowach Nowego Testamentu. Jeżeli podważamy
ustną tradycję, podważamy też powstanie Nowego Testamentu.
O
trudnych fragmentach
Przejdźmy do kolejnej kwestii i przyjrzyjmy się
fragmentom Starego i Nowego Testamentu, które na ogół wzbudzają w nas niepokój.
Zrozumiałym jest, że gdy słyszymy zachętę do czytania Pisma Świętego i
decydujemy się na lekturę, próbujemy czytać Pismo jak każdą inną książkę – od
początku. Chcemy zapoznać się z jej treścią, układem, historią – jak sądzimy – od
stworzenia do końca świata. Moje pierwsze spotkanie z historiami biblijnymi, to
lekkostrawne wersje dla dzieci. Wersja „dorosła” przyniosła nastolatce niestety
wiele zgorszenia męską anatomią, córkami Lota współżyjącymi z ich własnych
ojcem, nakazami wybicia do nogi wskazanych narodów, zabijania za karę bez
litości, nawet rodzonego brata, syna czy żonę, zobowiązaniami Dawida do
dostarczenia setki… fragmentów męskich ciał. Nie była to łatwa lektura. Księgi
z innych części Pisma też nie przynosiły samego ukojenia. Zerknijmy dla
przykładu do psalmów, wychwalanych na ogół za ich piękno literackie i duchowe.
I one nie dostarczają nam jedynie pozytywnych odczuć. Niektóre psalmy, zwane
złorzeczącymi (m.in. 58, 109, 137), zostały nawet usunięte z nowego opracowania
Liturgii Godzin jako zbyt gorszące. Popatrzmy też na Nowy Testament, trudne
słowa Pana Jezusa w sporach w Janowej Ewangelii, na Dzieje Apostolskie i nagłą śmierć
Ananiasza i Safiry za zatajenie części swojego majątku, nakazy wynikające z gniewu
Bożego w Apokalipsie. Pomijam już nużące przepisy kapłańskie, nie zawsze spójne
genealogie i historie walk. Niestety, Pismo Święte to nie jest wymyślona sentymentalna
opowieść o podniosłej atmosferze z hollywoodzkim happy endem. Paradoksalnie,
dla niektórych komentatorów, to właśnie pewne niejasności, brak uzasadnienia i
rozwinięcia niektórych historii, jak pisanie palcem po piasku, świadczą o
boskim pochodzeniu Pisma, gdyż historie wymyślone przez człowieka rządzą się
innymi prawami. Muszę przyznać, że wielu fragmentów nie rozumiem, mogę tylko
ufać, że Bóg ma swój cel w takim a nie innym przedstawieniu historii zbawienia.
I swoje własne drogi, na których udziela ludziom zrozumienia Pism. Tym niemniej
uważam, że przy zachęcaniu do czytania Pisma, trzeba wykazać się wielką roztropnością,
aby wiedzieć, co zalecać, komu, kiedy i jak.
O
sprzecznościach
Autorzy i kompilatorzy ksiąg nie obawiali się zostawić
nas z pewnymi sprzecznościami w Piśmie Świętym. Spójrzmy wpierw na najprostszy,
trochę banalny przykład z Księgi Przysłów, zwanej też przez ewangelików księgą
Przypowieści Salomona (26:4-5): „Nie odpowiadaj głupiemu według jego głupoty,
byś nie stał się jemu podobnym. Głupiemu odpowiadaj według jego głupoty, by nie
pomyślał, że jest mądry.” Tutaj sprzeczność przyjmujemy żartobliwie, rozumiemy
ją jako zabieg literacki i nie zaprząta zbytnio naszych myśli. Modląc się o
pokój na świecie, nie zastanawiamy się też nad odwróconymi proroctwami w
słynnych wersetach księgi Izajasza, Micheasza i Joela. Gdy Izajasz z Micheaszem
twierdzą zgodnie: „swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy”
(Iz 2:4) i „przekują miecze swe na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy” (Mi
4:3), to już Joel, ten sam, co zapowiada wylanie Ducha na wszelkie ciało,
zagrzewa do walki słowami: „Przekujcie lemiesze wasze na miecze, a sierpy wasze
na oszczepy” (4:10; w Biblii Warszawskiej 3:15). Czasem może nie wiemy o tym
odwróceniu, może tłumaczymy sobie, że wezwanie do walki dotyczy jednego okresu,
a zapowiedź pokoju innego okresu historii ludzkości. Raczej jednak nie
odczuwamy dyskomfortu. Nie przeszkadzają nam też zbytnio dwa różne opisy
stworzenia świata. Najwięcej trudności sprawiają wersety, które stały się
podstawą innych interpretacji dotyczących spraw zasadniczych co do zbawienia
człowieka. Oto gdy święty Paweł głosi: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez
wiarę (…): nie z uczynków, aby się nikt nie chlubił” (Ef 2:8-9), to święty
Jakub twierdzi coś odwrotnego: „Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś
będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy [sama] wiara
zdoła go zbawić? (…) Widzicie, że człowiek dostępuje usprawiedliwienia na
podstawie uczynków, a nie samej tylko wiary” (Jk 2:14, 24), zmuszając Lutra do prób
odrzucenia jego listu z kanonu Nowego Testamentu dla zachowania spójności
nauczania. Pierwszym chrześcijanom zresztą też nie było łatwo. Zastanawiały ich
na przykład słowa Pana Jezusa „Ojciec większy jest ode mnie” (J 14:28) w
świetle wcześniejszych „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10:30), co skutkowało
wieloma błędnymi interpretacjami co do równości Osób Trójcy Świętej i herezjami
co do natury Chrystusa. A przykładów można by mnożyć (spróbujmy dla przykładu
ustalić przebieg Ostatniej Wieczerzy), zwłaszcza zestawiając słowa Starego i
Nowego Testamentu. Dość zauważyć, że na podstawie proroctw tego samego Starego
Testamentu, jedni czekają wciąż na tego Mesjasza, którego przyjście jest faktem
dla innych, a słowa Nowego Testamentu stały się podstawą trzech odłamów
chrześcijańskich i tysięcy już denominacji. I co z tym zrobić?
O
tym, czego w Piśmie nie ma
Wróćmy znowu do hasła „tylko Pismo”. Protestanci mają
rację – nie ma w Piśmie Świętym czyśćca, niewiele o Maryi, nic o Jej kulcie,
nie ma właściwie mowy o Mszy Świętej, komunii i bierzmowaniu, kanonizacjach i
odpustach, nie ma koronek ani różańca, nie znajdziemy tam hymnu Te, Deum laudamus, przykazań
kościelnych, nie ma zakonów ani urzędu papieża – wiemy o przekazaniu kluczy i
obowiązku pasterskiego apostołowi Piotrowi, ale ani słowa o jakimkolwiek jego
następcy, choć samo imię „drugiego” papieża, Linusa, wspomina święty Paweł w
Drugim Liście do Tymoteusza. Nie ma w Piśmie Świętym nie tylko powyższych
elementów katolickich, ale również prawdy uznawane przez prawosławnych i
protestantów, jak słowa Credo „począł się z Ducha Świętego” czy „zstąpił do
piekieł” nie są podane nigdzie bezpośrednio; nie ma w Biblii również pojęcia
Trójcy Świętej, które zostało użyte i przyjęte dopiero po kilku wiekach. Dogmaty
o naturze Chrystusa, o woli Chrystusa, o współistotności Ojca i Syna, o Bogu
Trójjedynym formułowane były stopniowo, z zastosowaniem pojęć filozofii
greckiej. Słynne pierwsze wieki, to właśnie czas opracowywania i ujmowania w
słowa przekazanych podstaw wiary, niewyrażonych wprost ani przez Pana Jezusa
ani w zbieranym kanonie Nowego Testamentu, choć jest w nim zapowiedź wszystkiego,
co potrzebne do zbawienia i życia chrześcijańskiego. Gdyby Pismo podało nam
elementy Objawienia w sposób bezpośredni, jako zbiór informacji i przepisów do
zapamiętania, nie byłoby problemów z poszukiwaniem odpowiednich sformułowań wśród
zmagań z pierwszymi herezjami i ich skutkami.
Warto też zastanowić się nad tym, czego nie ma w
Ewangeliach, i chodzi mi nie tylko o tak zwane ‘agrafa’ – apostoł Jan twierdzi,
że „jest ponadto wiele innych rzeczy, których Jezus dokonał, a które, gdyby je
szczegółowo opisać, to sądzę, że cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by
trzeba napisać” (J 21:25) Listy świętego Pawła, wcześniejsze od Ewangelii,
nawet nie są oparte o słowa przekazane przez Pana Jezusa w trakcie Jego
ziemskiej wędrówki, tylko na objawieniu, powiedzmy, prywatnym, z czasem
weryfikowanym w rozmowach z innymi apostołami. Na próżno w Ewangeliach będziemy
szukać słów Jezusowych „Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu” (Dz
20:35), a cóż dopiero innych elementów nauczania Pawłowego.
Rzeczywiście chrześcijaństwo to drzewo, które wyrosło z
ziarnka gorczycy. Czym się różni ziarno od drzewa? Wszystkim i niczym. Różni
się wyglądem, wiekiem, wielkością, różnorodnością tkanek i form, ale w każdej
komórce pozostaje sobą ze względu na ten sam genetyczny kod. Dane pierwszym
apostołom i uczniom Słowo, rozwijało się, obrastało słowami pod opieką Ducha
Świętego, zachowującego przez wieki nienaruszony depozyt wiary.
Na podstawie nie tylko własnych wielokrotnych obserwacji,
wiem, że wystarczy czasem zalecić osobie nieprzygotowanej „przeczytaj Biblię –
to porozmawiamy”, aby zburzyć jej całą katolicką tożsamość. Zalecenie czytania „tylko”
Pisma Świętego bez przedstawienia podstaw jego powstawania i interpretacji
będzie wielu prowadziło do odrzucenia elementów katolickiej tradycji i w
efekcie do protestantyzmu.
O zakazach
czytania Pisma
Zastanówmy się nad zarzutami o zakazie czytania Pisma
Świętego, który to zakaz rzekomo został lub bywał zniesiony dopiero przez
protestantów lub dzięki protestantyzmowi. Kolejne z tych zdań-uproszczeń, do
których trudno odnieść się w kilku słowach.
Należy z całą mocą podkreślić, że Kościół nie wydał nigdy
ogólnego zakazu czytania Biblii. Poszczególne zakazy pojawiały się w miejscach
nasilonej działalności heretyków w celu ochrony ludności przed wpływem ich
poglądów. Niestety, brak znajomości historii Pisma Świętego, okoliczności
powstawania ksiąg i wynikającego stąd porządku tekstów, skutkowało i skutkuje
na ogół wybieraniem z kontekstu wersetów w celu uzasadnienia
najprzeróżniejszych poglądów, gnostyckich, populistycznych, rewolucyjnych,
niemających nic wspólnego z chrześcijańską wiarą. Możemy mieć „żal” do Pana
Boga, że zezwala, aby Jego Słowo było wykorzystywane w złych zamiarach, ale nie
możemy mieć żalu do Jego sług, że dobrze wiedzieli, jakie skutki niewłaściwe
interpretacje będą miały dla życia religijnego i społecznego. Możemy
kwestionować prawo do kontrolowania interpretacji Pisma Świętego, jako
sprzeczne z zasadą wolności, ale konsekwentnie krytykujmy wszelkie ograniczenia
swobody lektury, również i w obecnych czasach, narzucane dla naszego dobra w
imię politycznej poprawności.
Twierdzenia o zakazie czytania Biblii przez zwykłych
wiernych w „wiekach ciemnych” są szczególnie przewrotne, gdy weźmiemy pod uwagę
dane o liczbie ludzi umiejących czytać, nie tylko po łacinie, czy chociażby
ceny ksiąg przepisywanych ręcznie. Nie jest prawdą, że dopiero protestanci
upowszechnili Pismo Święte lub przetłumaczyli na języki narodowe. Siłą rzeczy
Biblia została upowszechniona w okresie wynalezienia druku, dzięki któremu
powielenie nawet tak obszernego tomu zajmowało ułamek czasu pracy uprzednich kopistów.
Ale tłumaczenia na języki narodowe były w okresie Reformacji dostępne już w
całej Europie, nawet na Białorusi. Dzięki pracy przypisywanej Cyrylowi i
Metodemu, Słowianie mieli Pismo Święte już od paru wieków w języku
staro-cerkiewno-słowiańskim. A jeżeli krytykujemy pogląd, zgodnie z którym
uznawano języki użyte w napisie na Krzyżu Pańskim za szlachetniejsze do
przekazywania treści religijnych, to nie zapomnijmy skrytykować analogicznych
poglądów w innych religiach świata.
Ale przyjmijmy, że rzeczywiście protestantom zawdzięczamy
zniesienie wszelkich ograniczeń w czytaniu Biblii, to jakie są skutki takowego
zniesienia? Czy protestanci potrafiący cytować z pamięci „sola scriptura”,
stworzyli jednolitą teologię? Jakie są skutki protestanckiej swobody w lekturze
i interpretacji Pism? Z własnego smutnego doświadczenia wiem, że ta swoboda,
szczególnie w wykonaniu osób nieposiadających odpowiedniego przygotowania i wykształcenia,
przekłada się jedynie na pączkowanie zborów w kolejne tysiące protestanckich denominacji.
Czy naprawdę tego chcemy od nich się uczyć?
O
herezjach i nadużyciach w indywidualnym interpretowaniu Pisma Świętego
Czy czytanie Pisma Świętego przynosi zawsze tylko dobre
owoce? Znowu muszę zaczerpnąć ze swoich wspomnień. Pamiętam rozmowy rodzinne, w
których uczestniczyli katolicy, protestanci i świadkowie Jehowy. Każdy z nas
cytował Pismo Święte z pamięci, bardziej lub mniej sprawnie, aby udowodnić
własne racje. Jedno Pismo – trzy grupy, trzy poglądy, nieraz tak odmienne,
jakby to były trzy różne Pisma napisane przez wrogów. Żonglowanie wersetami budzi
we mnie od tamtej pory wielką niechęć.
Na kartach Biblii pojawia się jedna postać, cytująca słowa
Boga i Pisma Świętego w złych zamiarach. Wbrew pozorom, cytaty nie były
przekręcone. Myślę, że sceny kuszenia, i tego rajskiego, i tego na pustyni,
niosą nam wielką naukę. Oto widzimy, że z jakichś powodów Bóg dopuszcza, by
Jego Słowa były używane przez Złego.
Od początków chrześcijaństwa naliczono kilkadziesiąt
głównych doktryn heretyckich. Pojawiały się z różnych powodów: niezrozumienia
jakiejś prawdy wiary, wybiórczego odrzucenia innej, chęci uproszczenia danej
prawdy czy wykorzystania do stworzenia własnej odmiennej doktryny; pojawiały
się pod wpływem obcej religii, w wyniku indywidualnego grzechu lub przeciwnie –
z dobrymi intencjami odnowy moralnej. Powstawały sekty, których praprzyczyną
było zgorszenie zachowaniem współczesnego sobie duchowieństwa czy próby
radykalizacji świata chrześcijańskiego. Niosły ze sobą skutki doktrynalne, społeczne,
moralne – przyznajmy – po obu stronach: to nie tylko wojny religijne, ale i
porzucanie pracy, ziemi, życia rodzinnego, seksualne rozpasania, nudyzm i
rytualne zagłodzenia. Dla naszych rozważań jest istotne, że w każdym przypadku podpierano
się słowami Pisma Świętego. Czy naprawdę dziwi nas ostrożność Kościoła w
zezwalaniu na czytanie Biblii bez duszpasterskiej opieki?
O interpretacji
Pisma Świętego zgodnie z magisterium
Jak należy zatem rozumieć tradycję i magisterium? Spójrzmy
wpierw na słowa świętego Piotra: „Są w nich [listach świętego Pawła] trudne do
zrozumienia pewne sprawy, które ludzie niedouczeni i mało utwierdzeni opacznie
tłumaczą, tak samo jak i inne Pisma, na własną swoją zgubę” (2P 3:16). Od
czasów apostolskich przestrzegali święci przed opacznym rozumieniem Słowa
Bożego, ostrzegał i święty Piotr w innym miejscu, że: „żadne proroctwo Pisma
nie jest dla prywatnego wyjaśnienia. Nie z woli bowiem ludzkiej zostało kiedyś
przyniesione proroctwo, ale kierowani Duchem Świętym mówili od Boga święci
ludzie” (2P 1:20-21)
Uczeni i „święci ludzie” Kościoła zawsze byli świadomi trudności
związanych z tworzeniem kanonu, z istnieniem różnych kodeksów, problemów z
tłumaczeniem Pisma Świętego na inne języki (rozległa dziedzina językoznawstwa),
świadomi istniejących w nim kontrowersyjnych fragmentów, pozornych
sprzeczności, możliwości różnych nadużyć i wykorzystania przez Złego.
Magisterium Kościoła, wbrew temu, co twierdzą jego wrogowie, miało na celu
ochronę wiernych przed niewłaściwym zrozumieniem Pisma „na własną zgubę”. Tradycja
apostolska przekazała nam depozyt wiary i zgodny z nim sposób interpretacji
Biblii, hierarchię ważności tekstów, dzięki czemu czytanie Pisma Świętego
rzeczywiście staje się, razem z Eucharystią, modlitwą, sakramentami, wspólnotą
Kościoła, jednym ze źródeł naszego codziennego uświęcania.
Nie było moim celem zniechęcenie do Pisma, tylko
krytyczne odniesienie się do problemów z tego czytania wynikających. „Żywe
bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny,
przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha” (Hebr 4:12). Nie ma dnia, żebym
nie przeczytała jakiegoś biblijnego fragmentu. Wiele perełek znam na pamięć w
różnych tłumaczeniach, jak choćby moją ulubioną pieśń o cierpiącym Słudze
Jahwe: „Wzgardzony był i opuszczony przez ludzi, mąż boleści, doświadczony w
cierpieniu, jak ten, przed którym zakrywa się twarz, wzgardzony tak, że nie
zważaliśmy na niego. Lecz on nasze choroby nosił, nasze cierpienia wziął na
siebie. A my mniemaliśmy, że jest zraniony, przez Boga zbity i umęczony. Lecz
on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla
naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni.” Jest w Piśmie Świętym
wiele wersetów wzruszających, przynoszących otuchę, pobudzających do miłości
Boga i bliźniego, wzbudzających żal za grzechy, z najpiękniejszą częścią Pisma
– kluczowymi dla naszego zbawienia – Ewangeliami. Jednak trzeba nam też
nieustannie pamiętać, że do Słowa Bożego musimy podchodzić z nabożeństwem,
pokorą i czystym sercem, badając swe intencje, gdyż „Święty Duch karności
ujdzie przed obłudą, usunie się od niemądrych myśli, wypłoszy Go nadejście
nieprawości” (Mdr 1:5). Zaś brak wiedzy, lekceważenie ostrzeżeń Kościoła i
pycha sugerująca, że sam mogę Pismo Święte dowolnie wyjaśniać, może mieć
negatywne skutki nie tylko dla naszej własnej duszy.