Nie przyszedłem pana nawracać
Kratki konfesjonału. Pytam ojca, co mam zrobić, gdy ktoś bliski oznajmia mi decyzję, nazwijmy to antykoncepcyjną, w sposób wyraźnie sugerujący, że ta decyzja jest mu najzupełniej obojętna moralnie. W odpowiedzi słyszę, że nie warto o tym rozmawiać z niewierzącymi (nic o niewierzących nie mówiłam), że do takiej rozmowy trzeba być dobrze przygotowanym (korciło mnie zapytać, gdzie oferują takie specjalne studia, ale stłumiłam to pragnienie duchem umartwienia), że wystarczy być życzliwym i towarzyszyć (i chyba duch umartwienia gdzieś odleciał, ponieważ pojawiło się niezadane pytanie, czy mam towarzyszyć aż do wiadomego gabinetu). Widząc pobłażliwy uśmiech ojca nad moją pychą, ostatnim wysiłkiem woli powstrzymałam się od zaczepnego wyznania w rodzaju „wrzuciłam śmieci do rzeki” (tak z ciekawości, aby sprawdzić, na co jeszcze w ogóle reagują) i poprosiłam o rozgrzeszenie, wzbudzając w sobie o dziwo! zupełnie szczerą skruchę. I jakże musiałam się namęczyć, żeby jej nie utracić po wyjściu z ko...